Warszawa, Głosków, Błonie, Olszewica Nowa, Częstochowa
30 sierpnień – 06 wrzesień 2016
Tym razem do podwarszawskiego Błonia pojechaliśmy (nie po raz pierwszy i mamy nadzieję, że nie ostatni) na zaproszenie Alicji i Bogusława Królasików
na ślub ich córki Karoliny z Tomaszem Młodzkim.
Wzruszyło nas to zaproszenie. Gospodarzy w Błoniu znamy od kilkunastu lat. Z naszymi dziećmi i wnukami spędziliśmy u nich wiele wakacji. Oni byli w naszym mieszkaniu w Lille, widywaliśmy się na warszawskim Starym Mieście, u nich w Błoni przyjmowaliśmy naszych gości w powodu 40-tej rocznicy naszego ślubu... To świadczy o łączącej nas serdecznej przyjaźni, ale zaproszenie nas, wiekowych już ludzi, odebraliśmy jako wyróżnienie szczególne i bez wahania postanowiliśmy zeń skorzystać.
I słusznie. Okazało się, że ten krótki pobyt w Polsce był dla nas, z inspiracji Karoliny i Tomasza i czworga ich Rodziców, bardzo ważnym świętem przyjaciół i przyjaźni.
To poczucie święta zawdzięczamy także wszystkim innym przyjaciołom spotykanym codziennie.
Zygmuntowi M, czyli Musiowi, mędrcowi wszechdziedzin, rozmówcy ciekawemu, pasjonatowi spraw polskich, którego oboje znamy od dawnych czasów, ciesząc się, nieco młodsi, jego absolutną tolerancją ...
Markowi Z., druhowi szkolnemu od roku 1948 i jego Pani, naszym opiekunom i dobrzeczyńcom, którzy od lat, przy każdym naszym pobycie w Stolicy, nie szczędzą wysiłków organizując nam czas, skrupulatnie notując rozkłady pociągu do Częstochowy, autobusu do Modlina, wożąc nas do Głoskowa i pamiętając o większych i mniejszych zakupach do takiego wypadu niezbędnych, myśląc o nas i hołubiąc nas aż do naszego zawstydzenia się taką ilością i jakością dobra ... (Markowi obiecuję poprawę w mojej ”logistyce”) ...
Mojej siostrze Marcie i jej Panu Staszkowi, przyjmujących nas sercem rodzinnym, niepowtarzalną atmosferą ich głoskowskim Domu, w którym widzę jeszcze Ukochane Postacie Wuja Jana i Ciotki Heli i czuję się zaproszony na niegdysiejszy chłodnik ... Wiedziony egoistycznym imperatywem potrzeby komunikacji z Martą, przywiozłem jej stary komputer, licząc także na to, że będzie mniej chodziła po schodach, co jej nie służy.
Po wizycie w Głoskowie Marek zawiózł nas do swojego domu na Klarysewskiej, na wspaniały, tym lepszy, że przygotowany przez Panią Domu, która poprzedniego dnia wróciła z dwumiesięcznego pobytu w Poludniowej Afryce, popołudniowy posiłek. Następnie, znów dzięki niezawodnemu Markowi, pojechaliśmy do Błonia.
Tam, najprzedniejsze, jak powiedziałem, były przygotowania do ślubu. Pomyślano o wszystkim. O nowym pokoju dla nas, na parterze, w rozbudowywanej części Gospodarstwa, o kawie, o herbacie i o posiłku, aby wymienić kilka słów i wytłumaczyć nam bogaty program uroczystości, o śniadaniu nazajutrz ...
Zaczęło się od Błogosławieństwa Rodziców, dyskretnie choć wyraźnie uczynionym w salonie domowym przez wzruszone Matki Państwa Młodych i udawających zwykłość ich Ojców. Młodzi odebrali je klęcząc na bieli, wyraźnie pod wrażeniem tego staropolskiego elementu całości.
W Kościele Sw. Trójcy w Błoniu, wyróżnieni, znaleźliśmy się w gronie Rodziny, z bliska obserwując Tworzoną właśnie Parę, pełniej uczestnicząc w tym pięknym momencie ich życia.
Po Slubie, zawieziono wszystkich blisko Modlina, do hotelu Riviera (w Olszewicy Nowej), na gigantyczne przyjęcie z wielką ilością bufetów i ich rodzajów, z muzyką, oficjalnym polonezem, z biegłymi w sztuce specjalistami od tańców, od publicznej zabawy ... Tańczyli wszyscy (my też), a rodzice Młodej Pani, wykonali kompozycję specjalną, ku niemilknącym oklaskom i bravom biesiadników. Po nocy w hotelu i po obfitym śniadaniu, odbyły się poprawiny wczorajszego przyjęcia, w celu dokończenia obfitości pozostałych jeszcze wiktualiów.
Był wtedy czas na choć spokojne, ale krótkie rozmowy Rodzicami Pana Młodego, którym przedstawiliśmy się przed Kościołem w Bloniu. Serdecznie ich pozdrawiamy.
Z Tomkiem Królasikiem, bratem Młodej Pani, wróciliśmy do moich wspomnień z przed paru lat, kiedy dzięki niemu mogłem, z moim synem i wnukiem, uczestniczyć w jednym z ostatnich seminariów profesora Pelca w Zakładzie Logiki na Krakowskim Przedmieściu.
Obu Tomaszom zaproponowałem, może trochę niezręcznie, przejście na «Ty«. Brata Karoliny od dawna bardzo lubię, jej mąż jest bardzo miły, a ja jestem już stary i może nie będę miał więcej okazji okazywać im moich uczuć. Także Karolinie, a wszyscy troje zasługują na sympatię.
Z Filipem, jego żoną i ich co chwila fotografującymi się w »rodzinnej» fotobudce dziećmi, miłą rodziną bliską Królasikom mieliśmy miłą, jeszcze nie osobistą wymianę pod namiotem,
Cioteczna siostra Ojca Karoliny, Bogusława dzieliła się z nami fatalnym wypadkiem drogowym jej zięcia. Mamy nadzieję, że ofiara dochodzi do formy.
Nie do końca przypominam sobie rozmowę ze starszym Panem, uczestnikiem Powstania Warszawskiego. Była trudna dla nas obu, z różnych powodów, Mój rozmówca był przeciwny decyzji ówczesnych dowódców o rozpoczęciu walk, nie mogłem się z nim zgodzić, ale to On walczył wtedy o moją wolność, i nie sądzę, żeby ten nierówny spór wnosił coś nowego do naszej wiedzy o Polsce. (w starym numerze Stolicy są notatki Goebbelsa o Powstaniu, warto przeczytać http://warszawa-stolica.pl/powstanie-warszawskie-oczami-wroga).
Państwu Krauze, którzy przywieźli nas po wszystkim do Warszawy, serdecznie dziękujemy. Być może będziemy mieli jeszcze okazję do zrobienia tego osobiście.
...
Nie umiem opisać tej masy obrazów i ludzi doznanych w Warszawie (to ważne !) w ciągu paru zaledwie dni. To były wielkie, niezapomniane wrażenia. A przecież był jeszcze poniedziałek 5. września i moje od roku planowane spotkanie w Częstochowie z Bohdanem z Nowych Tych i Jankiem z ulicy Jasnogórskiej. I w jakiś sposób z naszymi rodzicami, na cmentarzu Sw. Rocha.
Było mi ono potrzebne. Chciałem przez parę chwil odpomnieć sobie tamten czas, kiedy Bohdan mieszkał jeszcze na ulicy Dąbrowskiego, a Janek był na 7 Kamienic, o krok od stadionu, (teraz jest o krok od kortów tenisowych), kiedy chodziliśmy do Sienkiewicza i do siebie nawzajem, kiedy znali się nasi rodzice, i kiedy nie wiedzieliśmy co nas czeka. Wiemy natomiast, że jesteśmy z Częstochowy właśnie, że mamy szczęście żyć i kochać tam gdzie życie nas poniosło, że możemy się cieszyć się z tych cmentarzowych odwiedzin u Naszych Bliskich, z tej specjalnej, naszej trójki wspólnoty.
Dzięki Basi i Jankowi za przyjęcie nas, dzięki Bohdanowi, że do nas przyjechał, ukłon serdeczny kieruję ku Maryli ...
Późnym popołudniem wróciłem do Warszawy, zjedliśmy z Jeanne kolację w Zapiecku na Piwnej i to było narazie na tyle weselno szczególnych odwiedzin mojej Warszawy i mojej Częstochowy. Polski pięknej i ożywionej, ale i smutnej, rządzonej przez jedną partię obok rządząnych, w pewnym stopniu wbrew Jej samej. Byłem w Polsce podwójnej, ale nie mam ochoty o tej podwójności pisać w tym tekście o przyjaźni, to niestosowne.
Moje wielkie i niezapomniane wrażenia zawdzięczam ludziom naszej podróży. Oni są moją nadzieją, oni wszystkim innym pomogą w wyjściu Polski z tego smutnego epizodu.
We wtorek 6 września pojechaliśmy do Francji.
Jeanne i Jędrzej