23 kwietnia i 7 maja odbędą się wybory prezydenckie. O miejsce stara się 11 kandydatów, Obserwuję tę kampanię, bo trudno uniknąć słów, obrazów, komentarzy i wzajemnie wymienianych i naogół mało salonowych opinii kandydatów. Nie mogę powiedzieć, że moja wiedza jest dzięki temu bogatsza, bo większość z nich, określanych - nie wiedzieć czemu - małymi, choć są podobni do pozostałych, a nawet od nich sympatyczniejsi, chyba dlatego, że operują sloganami i nie lubią kapitalizmu i są przekonani, że zbudują ustrój sprawiedliwości społecznej. Ci "prawdziwi" natomiast bardzo nie lubią np. Zjednoczonej Europy, imigracji z krajów pozaeuropejskich, nie lubią siebie nawzajem, kochają Francję i szczególnie dążą do władzy, która im pozwoli wszystko urządzić.
Postuluje ich więc jedenaścioro. Wiele, a zwłaszcza ostatni, niedzielny zamach na Polach Elizejskich, o którym naturalnie nie wiedział Eugène Chapilier, pisząc znakomity komentarz w Laboratorium Więzi http://laboratorium.wiez.pl/2017/04/21/zmiana-wladzy-we-francji-piec-kluczy/, wskazuje na to, że wygra, o nieszczęście, Marine Le Pen energiczna i sprawna szefowa francuskiego Frontu Narodowego. Ale takie jest społeczeństwo francuskie, które boi się obcego i podobno pragnie porządku. Taka jest też rodzina Le Pen, naznaczona piętnem przez ojca. Zakładam, że Ona wygra.
Zakładam też, że François Fillon, który był premierem i o którym myślano, że jest uczciwy, dopnie swego, choć jestem bardzo zawiedziony ciążącym na nim i na jego rodzinie niegodnym podejrzeniem o korupcję. Podobnie jak na Marine Le Pen.
W pierwszej trójce znajdą się prawdopodobnie Emmanuel Macron, młody i błyskotliwy, kiedyś minister w rządzie dotychczasowego prezydenta, i Jean-Luc Melanchon, który ministrem nie był, ale umie wspaniale przemawiać.
Chcę wspomnieć o czwartym z tych "prawdziwych" kandydatów, o Benoît Hamond. Jest on oficjalnym kandydatem partii socjalistycznej. Zdumiewa, że w partii władzy nikt inny nie chciał się poddać tej niewdzięcznej roli, zdumiewa, że w swoim czasie był on jednym z opozycjonistów prezydenta, trudno zrozumieć jak wielki jest kryzys tej partii po latach Holland'a.
Nie pojmuję też dlaczego partia pani Le Pen jest we Francji uważana za legalną. Głosi niechęć , wręcz nienawiść do innych, jest prorosyjska i "trumpowska" jednocześnie, Moim zdaniem poglądów francuskiego Frontu Narowego nie da się pogodzić z chrześcijaństwem. Ale pewno nie o to im chodzi...
Ta kampania nie toczyła się szczęliwie. Przykre, że jeszcze więcej nauczyłem się o ambitnych ponad miarę ludziach, przekonałem się, że informatyka i powszechna dostępne dla wszystkich, co okazało się tu nowością, nie pozwala ujawnić się ludziom rzeczywiście ambitnym, którym zależy na dobru Kraju najbardziej,
Jędrzej Bukowski, z Francji