Jędrzej Bukowski
Pierwszy idol - jak dla Gieremka: wódz Apaczów Winnetou. Jak on, nie lubiłem Siuksów - byli okrutni i paskudni.
Pierwszy dzień w szkole: W roku 1942, u zakonnic, na Jasnogórskiej w Częstochowie. Robiłem głupie miny i poszedłem do kąta.
Pierwsza walka na pięści: Zawsze się bałem oberwać i czuję wstręt do takich rozwiązań.
Pierwsze lanie od ojca: W obecności zachwyconego szwagra Ojca, po wojnie, w 1945. Potem już nie było klasycznych kar. Wobec moich dzieci przyjąłem zasadę wprost przeciwną.
Pierwsza ważna książka: Uparty chłopiec Janusza Korczaka, podarowana mi w Lublinie przez Ciotkę na urodziny w roku 1942. Sięgam do starego zeszytu z połowy wieku, w którym notowałem wypisy: Arystoteles, Lucjan Rydel, Ludwik Pasteur, Tetmajer, Ampère, Kepler … mało z tego wszystkiego rozumiałem, pociągały mnie nazwiska i sława tych pisarzy. W tym samym zeszycie znajduję wycinki prasowe z tekstami R. Kazimierskiej (?) o podziemnym parlamencie Warszawy, K. Makuszyńskiego, G. Jaszuńskiego (moja Ciotka go nie lubiła),inne o spotkaniach z telewizją francuską … w zaledwie do połowy wypełnionym zeszycie nie ma żadnej daty. Inne zeszyty też prowadziłem nieregularnie.
Pierwszy przyjaciel: Pierwszeństwo w czasie nie jest najważniejsze. Jest ich kilku, wszyscy są w moim codziennym życiu.
Pierwsza randka: Odwiedziła francuskie stoisko Sodexportu na targach książki i prasy w Pałacu Kultury . Byłem za nie odpowiedzialny. Kalina - miała blond włosy i była piękna. O wiele doroślejsza ode mnie. Dużo starszego, w Rzymie, oczarowała mnie Jeanne, piękna blondynka z kraju tulipanów i tak już zostało.
Pierwsze pieniądze: Za tłumaczenie Mouniera.
Pierwszy sukces: Z paru rzeczy jestem zadowolony. Sukcesy uważam za wirtualne: dotyczyć będą (?) dzieci i wnuków.
Pierwsza porażka: Smutki i doświadczenia lat dziecinnych nie są porażkami. Dużo przykrości doznałem w życiu zawodowym, ale zdaje sobie sprawę z tego, ze czasem sam byłem za nie odpowiedzialny.
Pierwszy własny dom: we francuskich Alpach, w Domène pod Grenoble.
Pierwsza łza: Pamiętam dziecięce. Latwo się wzruszam, miałem trudności z wygłoszeniem pierwszego przemówienia w Konsulacie w Lille.
Urodził się w 1935 r. Nigdy nie był inżynierem mechanikiem, jak na wyrost stwierdza dyplom Politechniki Częstochowskiej, w jakimś stopniu jest romanistą z Uniwersytetu Warszawskiego, interesował się, czytał i pisywał o tematach związanych z filozofią personalistyczną, z opozycją polityczną w Polsce, z formalizacją procesu tłumaczenia i przekładem maszynowym, tłumaczył, wydawał, zajmował się (intensywnie) dziećmi i wnukami, współdziałał z ludźmi, grywa w szachy. Był pierwszym, niekomunistycznym konsulem generalnym R.P. w Lille. Od Pierre Mauroy, byłego premiera Francji i burmistrza Lille, otrzymał złoty medal miasta. Korpus konsularny Lille nadal mu okolicznościowy medal.
Nie oczekując tego, starzeje się. Odczuwa symptomy amnezji wobec zachowań ludzi, "kompleksyfikacji" i kryzysu. Grywa w szachy, już nie zajmuje się dziećmi (bo są daleko), jeszcze prowadzi samochód, stara się porządkować papiery...
Myśli o tych, którzy byli i nadal są, codziennie otwiera maile, modli się wieczorami i dziękuje Jeanne za to, że jest.