Od paru miesięcy była o tym mowa. Oficjalnie poinformował o decyzji Pan Konsul Generalny w tutejszej telewizji parę dni temu.
Minister Spraw Zagranicznych R.P. uznał, ze nie ma teraz potrzeby utrzymywania kosztownego budynku. Starzeje się turejsza Polonia, nie wydaje się wiz, stowarzyszenia polskie są coraz mniej czynne ...
W latach chudych, po 1919, Polacy odbudowywali tu miasta, wydobywali węgiel, uprawiali pola, są jeszcze teraz szanowani. Odchodzą, odeszli, są mało aktywni, są pewnie mniej Polakami, więc budynek można sprzedać (podobno ma go kupić szkoła fryzjerska).
A co z młodymi? Czy Pańtwo nie ma odpowiedzialności za to, że zapominają o epoce Solidarności, że z Kraju dochodzi ich tylko glos Rydzykow i Natanków, że najważniejszy jest spór o zdradę Polski?
Ekonomia i liczenie na pieniądze nie załatwiaja sprawy. Między innymi z powodu sum, niezbędnych na odnowienie budynku i dlatego, ze wynajęcie lokali dla pracowników będzie z pewnościa kosztowne.
Co jest ważniejsze? Jak się to waży?
W Lille znalazłem się kwietniu 1991 roku. Przed budynkiem konsulatu powitało mnie dość pospolite drzewo, którego potężne gałęzie wrosły w metalowe ogrodzenie. Stanowiło dla mnie żywy symbol wolności, w którą wierzyliśmy.
W północnej Francji, w departamentach Nord i Pas-de-Calais od dziesiątków lat osiedli górnicy, żołnierze i rolnicy polscy. Wielu górników zmarło na pylicę, budowniczowie odbudowali liczne miasta – dosłownie, zwłaszcza w północnej Francji, w Alzacji Polacy pracowali w kopalniach potasu, inni do tej pory ponoszą konsekwencje azbestu, odkryte dopiero niedawno. Tomy napisano o mało znanej historii Polski na obczyźnie. Trzeba było poznać i rozumieć historię tych ludzi. Przyjąłem za obowiązek znaleźć odpowiedź na pytanie, jakie zadał mi jeden z nich, Stanisław Przytulski, o ich rolę w nowej sytuacji polskiej. O to, co mogą dla Polski zrobić, aby sprostać nowym wymaganiom.