Overblog
Editer l'article Suivre ce blog Administration + Créer mon blog
1 mai 2015 5 01 /05 /mai /2015 14:18

23 marzec - 4 kwiecień 2004

Trzy tygodnie spędziliśmy z Jeanne w tym wielkim i pięknym kraju, jednym z najbiedniejszych na ziemi. Jestem jeszcze pod wrażeniem nędzy w półtoramilionowym Katmandu, niewyobażalnej w zachodniej Europie. Stolica, kiedyś mekka hippis, położona jest w dolinie zanieczyszczonej z powodu klimatu. Uderza w niej najbardziej nędza ludzi, starców i dzieci, którzy już nawet o nic nie proszą, jak ta śpiąca na ulicy staruszka, której włożyłem do ręki pieniądze, jak pariasi, którzy nie maja dosłownie nic, krążą między świątyniami (stupami), zastraszający i budzący litość. Dzielnice są pokryte kurzem, ruinami i odpadami, resztkami bardzo starych budowli.

Jest to jednocześnie kraj miłych i uśmiechniętych ludzi. Widzieliśmy takich w licznych sklepach, w restauracjach, na ulicy. Może są tacy pod wpływem Himalajów, rysowanych przez dzieci na arkusikach wysyłanych do oczekiwanych przyszłych opiekunów, może wymaga tego praca przewodników górskich, może dlatego wreszcie, że nic nie tracąc, ułatwiają sobie w ten sposób egzystencję.

Byliśmy tam w okresie rebelii maoistów, w czasie stanu wojennego, wprowadzonego przez utrzymującego jeszcze władzę absolutną króla Birendę po zamachu, którym miał zemścić się na swoich rodzicach za niezgodę na małżeństwo, lub spowodowanego na skutek zaplanowanego spisku maoistów. W stołecznym Katmandu słyszeliśmy wybuchy, rebelianci wymuszali podatek rewolucyjny. Przejście graniczne na lotnisku przypomniało mi czasy PRL, wszędzie była policja i wojsko. Angielsko-języczna prasa zawierała propagandę reżimu.

Dopiero w roku 2006 zniesiono faktycznie monarchię. Wybrano parlament, władzę powierzono premierowi, ustanowiono Demokratyczną Republikę Nepalu.

Mieszkaliśmy w hotelu Tibet Guest House, w turystycznym centrum miasta. Na ulicach bez przerwy roją się wielkie tłumy kolorowych, mówiących wieloma językami ludzi, na ziemi leżą do sprzedania artykuły żywnościowe, zegarki, warzywa. W różnych kierunkach tłoczą się rowery, skutery, riksze, taksówki (cena do negocjacji), małe i duże samochody, szczelnie wypełnione autobusy, rzadziej eleganckie limuzyny. Są miejsca, gdzie trotuary nie różnią się od jezdni. Kolizji widziałem mało.

Obserwowaliśmy ceremonie palenia zwłok i kąpiel rytualną. Mieliśmy dość makabryczne wrażenie przybyszy z innej planety, nie umieliśmy rozumieć ich religii. Wzdłuż brzegów dopływu Gangesu ustawione są na podmurowaniu spore platformy, a między nimi kilka stopni schodów wiedzie na coś w rodzaju peronu. W pogrzebnym pochodzie rodzina przynosi na noszach zwłoki, owinięte w biały lub kolorowy materiał, zapala stos pali kominkowych podtrzymywany wiązkami słomy i składa zwłoki na ogniu. Po spaleniu wszystko jest zrzucone do wody. Identycznych platform jest kilkadziesiąt. Myślę, że rodziny działają niezależnie jedna od drugiej, nie ma wyznaczonej godziny na ceremonię. Kiedy tam byliśmy, palił się tylko jeden stos. Wokół widać wąski, brudny i odrażający dopływ Gangesu.

Religiami Nepalczyków są buddyzm i hinduizm. Jako nie Nepalczycy, nie mieliśmy prawa wejść do stupy (światyni), mogliśmy tylko oglądać z zewnątrz. Jeanne nieostrożnie upadła i wizytę przerwaliśmy.

Z Katmandu polecieliśmy małym samolotem 200 km do miasta Pokhara. Położone pod Annapurną i Dhaulagiri, Katmandu liczy około 200 000 mieszkańców. Mieszkaliśmy w hotelu Lake City. Jeanne i jej znajoma Petra myślały o jakimś geście wobec Nepalu i jego mieszkańców. Podzielałem ich zamiar. W Pokhara działało stowarzyszenie domu rodzinnego (Children Welfare Association), w którym opiekowano się dziećmi. Opuszczone przez rodziców, ofiary ubóstwa, pijaństwa lub choroby, znalazły się tam dzięki interwencji dobrych ludzi. Odwiedziliśmy je w małym sierocińcu. Powitały nas serdecznie, składając ręce na piersiach, w typowym nepalskim geście namaste. Po kilku dniach naszego pobytu przyszły do naszego hotelu z panem Bahadurem, ich sympatycznym opiekunem.

Pewnie miały nadzieje, że im pomożemy, ale po powrocie do Francji musieliśmy sprostać wydarzeniom dotyczącym naszej młodzieży i sprawy dzieci w Nepalu pozostały w trwałym zawieszeniu. Jeszcze parę dni temu rozmawialiśmy z Jeanne o tej wyprawie. Żałujemy, że tak się stało. Na szczęście są w Holandii i w Polsce ludzie, którzy tym krajem się interesują, a nawet piszą o nim w internecie. Zachowałem dokumenty sierocińca zawierające informacje o dzieciach z Pokhary, parę biletów wizytowych, i odręczna kartkę od nich, po angielsku, ze szkicem Annapurny i słowem namaste.

Zapisy w Internecie oznaczają, że sierociniec w Pokhara wciąż istnieje. Mogłem porównać zdjęcia dzieci w moich arkuszach ze zdjęciami późniejszymi. Jest ich więcej. Od roku 2004 te, które znamy, poczyniły postępy w nauce, ale wciąż potrzebują pomocy. Chciałbym jeszcze móc coś dla nich zrobić.

Nepal - przed tragedią
Nepal - przed tragedią
Nepal - przed tragedią
Nepal - przed tragedią
Nepal - przed tragedią
Nepal - przed tragedią
Nepal - przed tragedią
Nepal - przed tragedią
Partager cet article
Repost0

commentaires